Parę lat temu wymyśliłam Mroofkomysza, towarzyszył mi zawsze w tych niedookreślonych chwilach, gdy stoi się przed sztalugą, albo siedzi przy maszynie, a czas płynie jakby obok.
Czasem o nim zapominałam, grzęznąc w codzienności, ale Mroofkomysz powrócił i zwizualizował się w dwójnasób, gdy narodziła się moja córeczka. Zrozumiałam, że bez niej byłabym dziś uboższa o zachwyt nad światem. Odkurzyłam sposób patrzenia na świat oczami Mroofkomysza- czyli najczystszym zachwytem.
Mroofkomysz to indywidualista towarzyszący memu dziecku każdego dnia i czerpiący inspiracje z kreatywnego, dziecięcego podejścia do rzeczywistości. Szuka alternatywy dla szablonowego postrzegania świata i odrobiny osobliwości w każdym dniu...
A ja wyjmuję z łapek Mroofkomysza garść zachwytu zawsze zanim stanę przed sztalugą...

piątek, 27 listopada 2015

olej/ akryl 40x45 cm na desce olej/ akryl 40x45 cm na desce + stara fotografia, z której malowałam

olej/ akryl 40x45 cm na desce + stara fotografia, z której malowałam


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz