Parę lat temu wymyśliłam Mroofkomysza, towarzyszył mi zawsze w tych niedookreślonych chwilach, gdy stoi się przed sztalugą, albo siedzi przy maszynie, a czas płynie jakby obok.
Czasem o nim zapominałam, grzęznąc w codzienności, ale Mroofkomysz powrócił i zwizualizował się w dwójnasób, gdy narodziła się moja córeczka. Zrozumiałam, że bez niej byłabym dziś uboższa o zachwyt nad światem. Odkurzyłam sposób patrzenia na świat oczami Mroofkomysza- czyli najczystszym zachwytem.
Mroofkomysz to indywidualista towarzyszący memu dziecku każdego dnia i czerpiący inspiracje z kreatywnego, dziecięcego podejścia do rzeczywistości. Szuka alternatywy dla szablonowego postrzegania świata i odrobiny osobliwości w każdym dniu...
A ja wyjmuję z łapek Mroofkomysza garść zachwytu zawsze zanim stanę przed sztalugą...

wtorek, 26 lutego 2013

***

w tej nocy się mieści
szczęście
co drzemie nago
obok wtulone w cień poduszki
w tej nocy się mieści
Bóg
co udaje że nie widzi
a świetliście się księżycem
nawyznacza
w tej nocy się mieści
mrok
co w nim
cudem są twe dłonie
w tej nocy mieści się tyle czułości
że nad ranem
znów nie udźwigniemy
brzemienia pokory

***

jeszcze moment
i znów będę niedostepną tajemnicą
śledzę sny...
bezwładnieją
i nikną na zakręcie poranka
zamknij okno
niech nie odpływa
jak obłoków biele
ślad twych dłoni
w szary bezmiar dnia

niedziela, 24 lutego 2013

Poeta i Kropka

poeto
w czasach dobrych
gdy miałeś brodę i brzuch
i ciepłe dłonie dla kropek

czekałeś co przyniesie kolejny wers
miałeś takie błyszczące oczy
patrzyły na kropkę z tęsknotą
jakby patrzyły w dal

teraz patrzysz ze znużeniem
albo z nutą ironii
teraz twoja kropka jest
zwinięta w kłębek złożona w pół

czarna kropka która zapadła się
w swoją czerń
i jest pustym miejscem
w twoim sercu

sobota, 23 lutego 2013

***

dzień bylejaczeje
mrok się nie może nazłocić
                            naniebieścić
skupiony wymracza się czernią
podśniwa mi coraz nowe dotyki
zmory zmorują
księżyc się księży
a ty będąc moim pieszczochem
zaniedbujesz swą powinność
niedługo noc mi się zbezcieleśni
pozostanie czernią
                 księżycem
                 ciszą
znikną cuda - niebywałki

***

jej dłonie palce usta powieki
w niewykochaniu mdleją
warkocz się płoszy i rozplata
skrzydła do odlotu
stań oko w oko z jej czarem cichutkim
utul
gołąbki ukryte w jej dłoniach
sowiątka zbłąkane w jej snach
doogarnij ją w ramionach
nie mów że jesteś zmęczony
nie pozwól
by spotkały się dwie tęsknoty
dwóch jej smukłych ud

Gdy dziewczyna idzie spać

gdy dziewczyna idzie spać
świat się zmniejsza o piękno jej oczu
Bóg chodzi na palcach
wiara szumi jej w sercu
wśród rozwiewisk oddechów
pocałunki wieczorem skradzione
śnią się jej jak znaki wodne
widziadlane zwidki i tęsknotki
mieszają się z jej włosów czernią
śpi tak pięknie
po bosku
a gdy się słońce sposobi do wzejścia
dziewczyna
ma tak zdrobniały
wyraz twarzy
jak dziecko

piątek, 22 lutego 2013

AKT






***

jeśli istnieje niebo
wygląda jak oczy
młodej dziewczyny
tak młodej
z bujnej urody
powstaje śmiertelnie piękny zapach
aż Ziemia się zatacza
jeśli wysoko istnieje niebo
zawsze gdy Pan Bóg
zbiega ze schodów
z głębi kobiecych oczu
wyfruwa ptak
by rozkosz dalej nieść

czwartek, 21 lutego 2013

Nowe życie

tyle czasu razem
a wciąż nie możemy zostać sami
choć już nogi zaczynają mdleć
gdzie jest teraz Bóg szalony
po co było gniazdo pleść
w twojej głowie
słychać echo moich słów
nim z pijanej nocy
pozostanie tylko śmiertelnie piękny
zapach ciała
zamknij nowe życie
w mojej małej dłoni

MroofkoMysz tęskni za wiosną...

uciekam w stężałe od gęstości
farby niebieskich tonów
ptaki
arie tenorów i sopranów
roztrącają przestrzeń
nie są akrobatami
a jednak czepiają się wzniesień
stadami żyta
i spadają w przepaść
łanami pszenicy
wyglądam przez okno
po wiosenną ciszę
jest wiosenny hałas
gdy wracam
mówią
że mam podejrzane oczy

środa, 20 lutego 2013

***

nasze dłonie przejdą
wśród szpaleru nocnych cieni
nazywasz mnie czarnym pięknem
i w tej chwili świat jest mój
nad nami niebo nagie
pod nami ziemia bosa
stary czas w dzieciach nam wynagrodzi
gorące nasze nocne
modlitwy i kabały

***

nic prócz ciszy ich nie otacza
złocienie
kaczeńce w drżących dłoniach
trzciną
łza do wody wpadła
księżyc w czarnej niszy
małe nadzieje czas zmienić w...

***

nie będę kłamać
opisywane szczęście źle się sprzedaje
nie powiem
że każdy wieczór
to happy end
nie wyśnię
dnia jutrzejszego
jako archipelag złudzeń
nie wydaje mi się
że mam w dłoni kawałek nieba
nie mam już
w jego bujnych ramionach
oczu ufnych i wilgotnych
jak pyszczek u królika

***

wyjmij z odbicia w lustrach
moje oczy
przestanę widzieć smutek
gdy odchodzisz
nie potrafię kryć młodości
nim spojrzę w jutro
już jest wczoraj
razi mnie puste miejsce
obok w kinie
owocowe wino pite w pojedynkę
traci moc

mądre kobiety
uczą swe myśli
by skrywać wspomnienia radości
najpiękniejszych lat
a ja tylko proszę
wyjmij z odbicia w lustrach
moje oczy
przestane widzieć smutek
gdy odchodzisz

AKC(ps)IK



piątek, 15 lutego 2013

***

niekochane dziewczyny
płaczą gdy nie widzi nikt
w nocną podroż po świt
wyruszają
popijając kolejną filiżankę łez
podanych na słodko
ściskając
nocy klucze w dłoni
ściskając
niebo między piersiami
wierzą tęsknocie
co kłamie w każdą noc
bezczelniej
że słychać jego kroki
niekochane dziewczyny
mają serca które jeszcze
na wszystko stać
serca puste
bogate tylko zlotem lata

***

smutnym kobietom
powieki płoną
jakby tkwił w nich różany krzew
wszystkie ich łzy i uśmiechy
spragnione
beztęsknoty bezmyślenia
zmartwychwstają z kart
aksamitnych pamiętników
co noc

***

nie zostawi swoich snów
w nocy za drzwiami
w pocałunku jeszcze nie startym
sól oczu
jeszcze serce biega
jak mały dzieciak
potyka się o skoki
nagłych uniesień
jak uwięzione zwierzę
któremu siatka
szatkuje świat w mozaikę
trwa
by zacząć wierzyć
że tyle jej dałeś co innym

czwartek, 14 lutego 2013

***

po ciemnicy
gdy ciebie brak
kiedy kot napręża grzbiet
kiedy wiara
ma frak z uśmiechów
kiedy żywioły
w nagłym amen się
skrywają
po ciemnicy
gdy ciebie brak
w żbiczym jej spojrzeniu
z wilgotnej mgiełki
powstaje wielka czarna łza

***

kobieta
to parateatralne widowisko
przy kawie
kobieta
to nieinwazyjne myśli
w lampce wina
kobieta
to niespieszne pogaduszki
z przyjaciółką
kobieta to wspólnota dusz
z nim
wreszcie kobieta
to wyimaginowana
(z racji konwencji odrębności)
podobność

a najogólniej...
to wszystko nieprawda

***

czas podzieli jej wspomnienia
dziecięce
małych pajęczyną świństewek
w kieliszku wyczaruje
chwilę nie istnienia
potasowane uczucia
pozwolą istnieć z kimś
choć w pojedynkę
razem umykać
przed ganiącym wzrokiem ludzi

opatrzności
chroń ją przed nocą
w której pogodzi się ze wszystkim

***

brzask zsuwa z pochyłych dachów
ukośne strugi światła

powłócząc nogami i duszą
ucieka przed studzienkami
co wściekle na niego gulgocą

deszcz przygwoździł kałużę do ziemi
rdza krwawi z dziurki od klucza

za szybą wszystko płacze
jak ta dziewczyna w oknie
której serce ciągle jest w bocznej nawie

***

ciało kobiety
odwrotnie niż ziemia
nie ciemnieje od słoty
lecz traci kolory zakryte
nie płowieje od słońca
lecz zyskuje barwy czekolady
ciało kobiety
jak ziemia się zmienia
i pod palcami ciepła
uwalnia swą woń

***

niecała się mieszczę
w wygłosie ciał
zawsząd idę ku tobie
docicham do krzyku

po trzykroć drżę
by zacząć bezsiłą ust
w skrócie przeżywać
każdą sekundę

jeszcze we włosach moich
odrobina tchu twego
ciało przywykłe
do brzmienia twoich dłoni

rozkosz opóźnia się o mgnienie
każda chwila
o moment później dolata
do świadomości zwilżonej
 twoim oddechem

w bezbrzeża wpływamy

Mroofkomysz i zmarznięte zające

tulą się do siebie
włochate łany śniegu

nastroszone zające
w srebrzystym sianie

po gładkiej skórze pola
skurcze przebiegają

postrzał wichru
przesuwa półsenne woalki
oplątane zajęczą tęsknotą

Jak dym

kroki gołębi rozdzwoniły się za oknem
powolne rozpraszanie się nieba
w ustach wiatru trwa
z ostatnią ciemną koplą
kończy się czerń rozcięta
błyskawicą
można być jak dym
sen w sen
kruszyć nieboskłon

Przetaczanie piasku

w wyścielone echem niebo
szpilką wpięte ptaki
freski pył maluje
przetaczanym piaskiem po błękicie
na dłoniach przestrzeni
po gładko prasowanym niebie
wiatr mąci półksiężycowe powietrze
za ramieniem półwidoku widno
ukojenie pełznie wśród porannych mgieł

środa, 13 lutego 2013

Mroofkomysz i rzęsa?

za oknem świat dżdżysty
cichnie nad ziemią
na pobrzeżach ciszy
ślizga się wicher po polu
w pajęczynach zagnieździł się czas
trwalą się w mroku dzienne odgłosy
drzewa zanurzają swe dłonie
w podartych kieszeniach nieba
Bóg rzęsę zawieruszył
w trybach zegara
tak wolno czas odmierza się
tylko dzieciom i staruszkom

Mroofkomysz i zetknięcia

weź mnie za rękę
chociaż raz umrzemy razem
rano gdy cisza przechadza się w szuwarach
mgła sunie porannym krajobrazem
delikatnie głaszcząc wilgoć
twój głębszy oddech unosi ptaki
ponad nami wyżej
spójrz mi w oczy
niech zetknie się niebo z ziemią

Mroofkomysz i jaskółki

jaskółki przestały śpiewać
by mi nie zdradzić czy idziesz
teraz wyostrzają krawędzie nieba
by przycinać deszczem
poszarpany wieczór
na kształt drogi naszego spaceru

Mroofkomysz i zadumanie

wrócisz
przypomnę sobie
że jak strumień włóczy swe wody
tak ty dotyki po moim ciele
zrobi się zaświatowo pięknie
czy w bardziej zgadliwych spojrzeniach
czy w spowiciu oddechów
skóry ciepło
jednym dreszczem się rozciągnie
pościel mi dłonie pod policzkiem
gdy zgadniesz kształt mych ust
świat zaduma się na chwilę

wtorek, 12 lutego 2013

Mroofkomysz i zapach spalenizny

jeśli nie wrócisz
chcę by ktoś mnie
-jeszcze pulsujące skrzydło
spalonej ćmy-
między kartki milczenia
włożył
i zasuszył

Mroofkomysz i widemko w oknie

ta noc
czeka byś zaczął ją nasączać
ta noc
zawiązuje czarne łapki
w piąstki zniecierpliwienia
ta noc stoi widemkiem w oknie
a gdy poranek
ta noc
wmawia sobie
że mężczyzna na stałe
szkodzi
że jest po to
by go ciągle gubić

Mroofkomysz i małe zamknięte w dłoni...

przestała gasić światło
sen grzęźnie z dala od niej
nawet jej myśli zawłaszczyłeś

gdy jesteś
snu krople
oczy niepodmokłe
żal niewielki

to tylko jedna noc
schowaj ją w sobie
tak mało zajmie ci miejsca

Mroofkomysz i przymykanie powiek

gdy jesteś
to tak jakbyś nie istniał
bo świat znika gdy patrzę ci w oczy

a gdy wyobrażam
to tak mocno
że prawdziwym się stajesz

Mroofkomysz obserwuje świeczkę

ćma znów puściła się
w tan świetlisty
wierzy że uda się ten lot
ma tylko bagaż podręczny
wiary w siebie

Mroofkomysz i mruczenie

w strzępy czerni
mimowolnością się wtulam
po mruczeniu ją poznam
nauczę swej mowy
dopóki poranek
bezwieścią się smuci
nie wypuszczę spod powiek
ciepła jej skóry

Mroofkomysz zwinięty w kłębek...

gdy nocą
ułudnie się zbliżasz
układam się do snu
węsząc twych ramion
by zamieszkać na chwilę
w owianej spokojem
nieprawdzie

Mroofkomysz i granice

jest w tobie granica
której sam nigdy nie przekroczysz
tam za tym szlabanem
jest moje szczęście i pewność
której nigdy nie zyskam
tam za tą granicą
kończy się schizofrenia
mojej teraźniejszej codzienności
tam za ten szlaban
nigdy mnie nie zabierzesz
bym mogła wyleczyć moje myśli

Mroofkomysz i nieprawda...

gdy cię jej los nadarzył
wcierała zapach twojego potu w usta
Maria w bieliźnie z Top Secret
głaskałeś jej wtulony w ciebie brzuch
i miłość swym zapachem
zawadzała o jej ciało
pytałeś za czym tęskni

a za czym tęsknią klucze ptaków
gdy kończą się niebiosa...

sobota, 9 lutego 2013




Mroofkomysz zdeszczony...

plamiście się posypał świat
kroplami deszczu
wśnitymi w przestrzeń
wzgórzą się drzewa ponad nami
krzyż na zakręcie
rozłożywszy ramiona
rzuca się twarzą w dół
śródlistne pieszczochy - wróble
w trzepotach jedliny
naśladują przynaglone
nasze kroki
zmokliśmy
a deszcz dalej w ciszę
jak w drzwi powietrzne
kołacze

poniedziałek, 4 lutego 2013



Mroofkomysz i kropelka

przewiej mnie swym wzrokiem
w oparach dotyku wieczornego
powieki - zmęczone motyle
zwieszone skrzydła rzęs ciągną
po tafli oka
zamkniemy w dłoniach woń czaru
by dodawać po kropelce
na każdy kłos śnienia