Parę lat temu wymyśliłam Mroofkomysza, towarzyszył mi zawsze w tych niedookreślonych chwilach, gdy stoi się przed sztalugą, albo siedzi przy maszynie, a czas płynie jakby obok.
Czasem o nim zapominałam, grzęznąc w codzienności, ale Mroofkomysz powrócił i zwizualizował się w dwójnasób, gdy narodziła się moja córeczka. Zrozumiałam, że bez niej byłabym dziś uboższa o zachwyt nad światem. Odkurzyłam sposób patrzenia na świat oczami Mroofkomysza- czyli najczystszym zachwytem.
Mroofkomysz to indywidualista towarzyszący memu dziecku każdego dnia i czerpiący inspiracje z kreatywnego, dziecięcego podejścia do rzeczywistości. Szuka alternatywy dla szablonowego postrzegania świata i odrobiny osobliwości w każdym dniu...
A ja wyjmuję z łapek Mroofkomysza garść zachwytu zawsze zanim stanę przed sztalugą...

sobota, 23 lutego 2013

***

jej dłonie palce usta powieki
w niewykochaniu mdleją
warkocz się płoszy i rozplata
skrzydła do odlotu
stań oko w oko z jej czarem cichutkim
utul
gołąbki ukryte w jej dłoniach
sowiątka zbłąkane w jej snach
doogarnij ją w ramionach
nie mów że jesteś zmęczony
nie pozwól
by spotkały się dwie tęsknoty
dwóch jej smukłych ud

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz