Parę lat temu wymyśliłam Mroofkomysza, towarzyszył mi zawsze w tych niedookreślonych chwilach, gdy stoi się przed sztalugą, albo siedzi przy maszynie, a czas płynie jakby obok.
Czasem o nim zapominałam, grzęznąc w codzienności, ale Mroofkomysz powrócił i zwizualizował się w dwójnasób, gdy narodziła się moja córeczka. Zrozumiałam, że bez niej byłabym dziś uboższa o zachwyt nad światem. Odkurzyłam sposób patrzenia na świat oczami Mroofkomysza- czyli najczystszym zachwytem.
Mroofkomysz to indywidualista towarzyszący memu dziecku każdego dnia i czerpiący inspiracje z kreatywnego, dziecięcego podejścia do rzeczywistości. Szuka alternatywy dla szablonowego postrzegania świata i odrobiny osobliwości w każdym dniu...
A ja wyjmuję z łapek Mroofkomysza garść zachwytu zawsze zanim stanę przed sztalugą...

czwartek, 21 lutego 2013

MroofkoMysz tęskni za wiosną...

uciekam w stężałe od gęstości
farby niebieskich tonów
ptaki
arie tenorów i sopranów
roztrącają przestrzeń
nie są akrobatami
a jednak czepiają się wzniesień
stadami żyta
i spadają w przepaść
łanami pszenicy
wyglądam przez okno
po wiosenną ciszę
jest wiosenny hałas
gdy wracam
mówią
że mam podejrzane oczy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz