Parę lat temu wymyśliłam Mroofkomysza, towarzyszył mi zawsze w tych niedookreślonych chwilach, gdy stoi się przed sztalugą, albo siedzi przy maszynie, a czas płynie jakby obok.
Czasem o nim zapominałam, grzęznąc w codzienności, ale Mroofkomysz powrócił i zwizualizował się w dwójnasób, gdy narodziła się moja córeczka. Zrozumiałam, że bez niej byłabym dziś uboższa o zachwyt nad światem. Odkurzyłam sposób patrzenia na świat oczami Mroofkomysza- czyli najczystszym zachwytem.
Mroofkomysz to indywidualista towarzyszący memu dziecku każdego dnia i czerpiący inspiracje z kreatywnego, dziecięcego podejścia do rzeczywistości. Szuka alternatywy dla szablonowego postrzegania świata i odrobiny osobliwości w każdym dniu...
A ja wyjmuję z łapek Mroofkomysza garść zachwytu zawsze zanim stanę przed sztalugą...

czwartek, 14 lutego 2013

Przetaczanie piasku

w wyścielone echem niebo
szpilką wpięte ptaki
freski pył maluje
przetaczanym piaskiem po błękicie
na dłoniach przestrzeni
po gładko prasowanym niebie
wiatr mąci półksiężycowe powietrze
za ramieniem półwidoku widno
ukojenie pełznie wśród porannych mgieł

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz