Parę lat temu wymyśliłam Mroofkomysza, towarzyszył mi zawsze w tych niedookreślonych chwilach, gdy stoi się przed sztalugą, albo siedzi przy maszynie, a czas płynie jakby obok.
Czasem o nim zapominałam, grzęznąc w codzienności, ale Mroofkomysz powrócił i zwizualizował się w dwójnasób, gdy narodziła się moja córeczka. Zrozumiałam, że bez niej byłabym dziś uboższa o zachwyt nad światem. Odkurzyłam sposób patrzenia na świat oczami Mroofkomysza- czyli najczystszym zachwytem.
Mroofkomysz to indywidualista towarzyszący memu dziecku każdego dnia i czerpiący inspiracje z kreatywnego, dziecięcego podejścia do rzeczywistości. Szuka alternatywy dla szablonowego postrzegania świata i odrobiny osobliwości w każdym dniu...
A ja wyjmuję z łapek Mroofkomysza garść zachwytu zawsze zanim stanę przed sztalugą...

sobota, 23 lutego 2013

***

dzień bylejaczeje
mrok się nie może nazłocić
                            naniebieścić
skupiony wymracza się czernią
podśniwa mi coraz nowe dotyki
zmory zmorują
księżyc się księży
a ty będąc moim pieszczochem
zaniedbujesz swą powinność
niedługo noc mi się zbezcieleśni
pozostanie czernią
                 księżycem
                 ciszą
znikną cuda - niebywałki

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz