Parę lat temu wymyśliłam Mroofkomysza, towarzyszył mi zawsze w tych niedookreślonych chwilach, gdy stoi się przed sztalugą, albo siedzi przy maszynie, a czas płynie jakby obok.
Czasem o nim zapominałam, grzęznąc w codzienności, ale Mroofkomysz powrócił i zwizualizował się w dwójnasób, gdy narodziła się moja córeczka. Zrozumiałam, że bez niej byłabym dziś uboższa o zachwyt nad światem. Odkurzyłam sposób patrzenia na świat oczami Mroofkomysza- czyli najczystszym zachwytem.
Mroofkomysz to indywidualista towarzyszący memu dziecku każdego dnia i czerpiący inspiracje z kreatywnego, dziecięcego podejścia do rzeczywistości. Szuka alternatywy dla szablonowego postrzegania świata i odrobiny osobliwości w każdym dniu...
A ja wyjmuję z łapek Mroofkomysza garść zachwytu zawsze zanim stanę przed sztalugą...

poniedziałek, 28 stycznia 2013

...a Mroofkomysz siedzi obok i patrzy...

może jak ziarno piachu wędrujące po plaży
gdy fala je przenosi

może jak lśnienie rybiej łuski
gdy padnie na nią światło

może jak dźwięk pojedynczego włosa
gdy przesuwa się po nim kropla deszczu

albo jak tupnięcie gąsienicy
gdy przechadza się po błocie

może jak ciemniejsza plamka popiołu
gdy w jednym miejscu kapnie mokre

może jak mlaśnięcie powieki
gdy zamyka pod sobą ciemne niebo

albo jak przebłysk światła przez palce
gdy się rozczapierzy dłoń

a może jak małe "pyk"
gdy wyrywam płatek kwiatu

ale to chyba wykluczone
że jest coś przyjemniejszego

od tej małej plamki radości pod powieką
gdy dziecko usypia we mnie wtulone



...a Mroofkomysz siedzi obok i patrzy...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz