Parę lat temu wymyśliłam Mroofkomysza, towarzyszył mi zawsze w tych niedookreślonych chwilach, gdy stoi się przed sztalugą, albo siedzi przy maszynie, a czas płynie jakby obok.
Czasem o nim zapominałam, grzęznąc w codzienności, ale Mroofkomysz powrócił i zwizualizował się w dwójnasób, gdy narodziła się moja córeczka. Zrozumiałam, że bez niej byłabym dziś uboższa o zachwyt nad światem. Odkurzyłam sposób patrzenia na świat oczami Mroofkomysza- czyli najczystszym zachwytem.
Mroofkomysz to indywidualista towarzyszący memu dziecku każdego dnia i czerpiący inspiracje z kreatywnego, dziecięcego podejścia do rzeczywistości. Szuka alternatywy dla szablonowego postrzegania świata i odrobiny osobliwości w każdym dniu...
A ja wyjmuję z łapek Mroofkomysza garść zachwytu zawsze zanim stanę przed sztalugą...

wtorek, 29 stycznia 2013

Mroofkomysz i zamyślenie na brzegu.

zostało Panu Bogu
kiedy skończył tworzyć
trochę błękitu za paznokciami
zieleni na podeszwach butów
srebra we włosach
pyłu brązowego na twarzy
ziarenek złota pod powiekami
przystanął Bóg by opłukać się w morzu
o zachodzie słońca
mieni się ono teraz każdego wieczora
szumnie wspomina te chwile


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz