Parę lat temu wymyśliłam Mroofkomysza, towarzyszył mi zawsze w tych niedookreślonych chwilach, gdy stoi się przed sztalugą, albo siedzi przy maszynie, a czas płynie jakby obok.
Czasem o nim zapominałam, grzęznąc w codzienności, ale Mroofkomysz powrócił i zwizualizował się w dwójnasób, gdy narodziła się moja córeczka. Zrozumiałam, że bez niej byłabym dziś uboższa o zachwyt nad światem. Odkurzyłam sposób patrzenia na świat oczami Mroofkomysza- czyli najczystszym zachwytem.
Mroofkomysz to indywidualista towarzyszący memu dziecku każdego dnia i czerpiący inspiracje z kreatywnego, dziecięcego podejścia do rzeczywistości. Szuka alternatywy dla szablonowego postrzegania świata i odrobiny osobliwości w każdym dniu...
A ja wyjmuję z łapek Mroofkomysza garść zachwytu zawsze zanim stanę przed sztalugą...

czwartek, 31 stycznia 2013

Mroofkomysz i... kobiecość?

opowiem ci o mężczyźnie Boże
jego oczy...
to oczy żuczka
zdobywcy małej grudki ziemi
jego szept...
to tak jak ptaki szemrzą w krzewach
jego duma...
to topole - zanurzone w błękicie
a łzy...
dżdżysta pogoda splątana pnączem
czasem kiedy północ półprzezroczystą się staje
w omroczonej czernią głębinie
mężczyzna liczy westchnienia moich ust
potrafi wznosić tumany radości
zna moje łany moczary rozłogi niwy
trzęsawiska mojego ciała
wie czemu w oczach mam zamyślenie mgieł
gdyby zrobić zdjęcie marzeniom mężczyzny
przyjrzeć się im z bliska
znalazłoby się rozbuchane zmysły
czas przemoczony i nabrzmiewanie
a głębiej chęć spełnienia
w pomiętej trawie dotykiem słów



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz